poniedziałek, 2 listopada 2015

Szkarłat przeznaczenia...

Paring: KrisHo
Opis: Poznali się w sklepie. Przez przypadek. A życie złączyło ich nicią przeznaczenia.. (uwaga +18)

Na zegarze nad ladą dochodziła 11 wieczorem. Czerwony koszyk sklepowy powoli wypełniał się zakupami. Pomidory, paluszki, tuńczyk w oleju, mleko, cytryny, płyn do płukania, tampony, jabłka, szampon, pieprz, mięso. I ogórek. Ciemnowłosy mężczyzna zatrzymał się w alejce z chemikaliami i uważnie studiował zalety papieru toaletowego. Nagle rolka wypadła mu z rąk, gdy wysoki blondyn w ogromnej, skórzanej kurtce i ciemnych okularach szturchnął go i poszedł burcząc pod nosem zamiast przeprosić. Brunet rzucił mu karcące spojrzenie ale chuligan nawet się nie odwrócił. Oburzony mężczyzna po chwili zdecydował się na czterowarstwowy papier pachnący jaśminem i szybkim krokiem ruszył do kasy. Pech chciał, że została tylko jedna, przy której stał nieuprzejmy jegomość. Brunet stanął za nim i z obojętną miną zaczął czytać skład tuńczyka, gdy nad swoim ramieniem poczuł jakiś ruch. Szybko spojrzał w górę i napotkał parę ciemnych, błyszczących na pewno nie od światła oczu lustrujących go zza zsuniętych okularów. Blondyn spojrzał na swoją rękę, w której trzymał małą kolorową paczuszkę a następnie na ogórka w koszyku bruneta, który spuścił wzrok by ukryć rumieńce. Choć wiedział, że to głupie, to pomyslał, że zawartość paczuszki nie była przeznaczona dla żadnej dziewczyny. Ale przecież gumki są do.. kontaktu z dziewczynami. Raczej. Sam już nie był pewien. Z niezręcznej sytuacji wybawiła go kasjerka, poganiając nieznajomego i narzekając, że chce już zamknąć by iść do domu obejrzeć ulubiony serial. Blondyn wahał się jeszcze chwilę, po czym rzucił na ladę pieniądze, zabrał siatkę i nie czekając na resztę wyszedł ze sklepu żegnany radosnym głosem kasjerki obdarzonej sowitym napiwkiem. W momencie, gdy brunet wyłożył swoje zakupy nocne powietrze rozdarł ryk niewytłumionego silnika i pisk opon.
Winda zatrzymała się na piętnastym piętrze i cichy dzwoneczek oznajmił, że trzeba wysiąść. Mężczyzna z rękoma pełnymi siatek z zakupami i kluczami w zębach ostrożnie zbliżył się do wielkich hebanowych drzwi znajdujących się na końcu szklanego korytarza. Łokciem nacisnął klamkę i wszedł do pogrążonego w mroku przedpokoju. Cicho zdjął buty i przeszedł po miękkim dywanie do ogromnej kuchni oświetlonej blaskiem neonu z kasyna na przeciwko. Jego ręce sprawnie znajdowały odpowiednie szafki i już po chwili została tylko jedna siatka. Nagle obok jego głowy przeleciał jakiś przedmiot i rozbił się o ścianę za nim. Kuchenny blat przykryła warstwa ziemi i szczątki kaktusa. 
- Ty pierdolony kłamco! Miałeś iść do kolegi obejrzeć mecz! Wiesz która jest godzina?! Już dawno powinieneś być w domu! - wysoka dziewczyna stanęła w futrynie drzwi skrywając twarz w cieniu.
- Hyu, uspokój się. Przecież mówiłem, że zrobię jeszcze zakupy - mężczyzna spokojnie kończył rozpakowywać zakupy. 
- Wcale, że nie! Nic nie mówiłeś! Może wcale nie byłeś u kolegi ale u jakieś dziwki? Może ja już ci nie wystarczam?! Jestem nudna?! Głupia?! Tak myślisz?! - dziewczyna zrobiła zrobiła krok do przodu i gwałtownie się zatrzymała.
- Hyu co ty wygadu.. - brunet beznamiętnie wpatrywał się w puszkę tuńczyka leżącej obok dziewczyny.
- Nie przerywaj mi! Zawsze to robisz! Tylko "Hyu spokojnie, Hyu to nie tak"! Ale ja wiem jak jest! Ty mnie zdradzasz! - ciemne oczy dziewczyny skakały niespokojnie po całej postaci mężczyzny. 
- Ja cię zdradzam?! To nie ja wychodzę z domu nic nie mówiąc i wracając nad ranem! To nie ja uśmiecham się jak debil do telefonu i to nie ja przynoszę do domu bukiety kwiatów! - tego było za wiele. Koreańczyk pierwszy raz w życiu podniósł głos na kobietę. 
- Są od moich pacjentów! - twarz dziewczyny spurpurowiała a ręka zacisnęła się na wysuniętej szufladzie ze sztućcami.
- A ja może jestem gejem?! Nie wierzę ci! - brunet odparował niewiele myśląc.
- Wiedziałam! Won pedale! Wynocha! Nie chcę cię tu widzieć! - mężczyzna tylko na to czekał. Warknął, chwycił kluczyki i wyszedł. Bez telefonu ani kluczy wprost w nocne powietrze sierpnia.
Światła samochodów oświetlały posępną twarz mężczyzny siedzącego na dachu postawionego w ciemnym zaułku auta. Jego półprzymknięte oczy wypełniał gniew. Zaciśnięte w pięść dłonie uderzały w zimny metal a zęby przygryzały wargi do krwi. Po chwili mężczyzna zeskoczył i z piskiem opon ruszył przed siebie. 
Samochód mknął wzdłuż nabrzeża zostawiając za sobą tumany kurzu. Wiatr uderzał w kierowcę niczym bicz wpadając przez otwarte okna. Deszcz zasłaniał widok a wściekłość otumaniała mózg. Obrazy z przeszłości mieszały się z krajobrazem za szybą. Asfaltowa droga nagle zmieniła się w żwirową szosę a pojedyńcze światło zamajaczyło na horyzoncie. A potem nie było nic oprócz huku, wrzasku i żaru topiącego skórę. I tylko przebłysk.. pragnę miłości..
* * * 
Plastikowa rurka powoli unosiła się i opadała w rytm płytkiego oddechu mężczyzny otoczonego chirurgami i pielęgniarkami. Maszyna rejestrująca pracę serca pikała bez pośpiechu. Na twarzach lekarzy lśnił pot a ręce lekko trzęsły się po godzinach intensywnego wysiłku. W końcu zakrwawiony pręt trafił na stół a rana zdezynfekowano. Jeszcze tylko usunąć kawałek złamanego żebra.. nagle respirator wydał z siebie przeciągły pisk. Serce przyspieszyło a krew trysnęła z niecałkowicie zaszytej rany. 
Suho obudził się, gdy ostatnie promienie słońca wpadły do pokoju przez szczelinę między zasłonami. Jego głowa ciążyła jak kula ołowiu i pulsowała w rytm bicia serca. Prawe biodro bolało jakby ktoś przypalał go żywym ogniem. Ręce oplatały tysiące rurek a nogę wsadzono w coś zimnego i lekko wilgotnego. Skóra piekła i swędziała jednocześnie. W końcu brunet wyrwał się z otępienia i poruszył by wyjść ze szpitalnego łóżka. Nagle do sali weszła pielęgniarka w białym kitlu i podkrążonymi oczami po męczącej nocy. Jej ręka gładziła zmierzwione włosy a blada twarz ze znudzoną miną przez chwilę błądziła po postaci mężczyzny. Nagle jej postawa się zmieniła.
- Nie wolno się Panu ruszać! Jest Pan ranny! - chuda ręka z zaskakującą siłą zacisnęła się na ramieniu bruneta i przytrzymała. 
- O czym Pani mówi? - dezorientacja zastąpiła zaćmione myśli. 
- Zaraz przyjdzie lekarz i wszystko Panu wyjaśni - po tych słowach zniknęła za białymi drzwiami. 
* * * 
Szpitalny korytarz powoli pustoszał, gdy kolejni odwiedzający opuszczali budynek. I tylko jeden pacjent siedział przy oknie i smętnie obserwował co się dzieje wokół niego. W głowie rozbrzmiewała mu rozmowa z lekarzem "ma Pan lekki wstrząs mózgu, skręconą kostkę.. i operacyjnie usunięty kawałek żebra, który zbliżył się do płuca. Plus kilka siniaków i zranień" A on nic nie pamiętał. Jego kule leżały obok plastikowych krzeseł a kroplówka ciągnęła się za mężczyzną jak cień. Nagle obok szybkim jak na pacjenta szpitala krokiem przeszedł mężczyzna w piżamie i narzuconej na nią skórzanej kurtce i ciemnymi okularami na bladej twarzy. Nagle zatrzymał się i szczupłym palcem dźgnął młodego mężczyznę siedzącego na krześle w pierś. 
- To ty! Ten ze sklepu! - jego łobuzerski uśmieszek doskonale pasował do wizerunku. - Nareszcie ktoś w miarę znajomy. Może skoczymy ma szklaneczkę czegoś mocniejszego do tutejszej stołówki? - przechodząca obok pielęgniarka gwałtownie stanęła i groźnie spojrzała na wysokiego mężczyznę. Ten podniósł obie dłonie do góry i lekkim tonem rzucił - Spokojnie siostrzyczko, mówiłem o kawie ze śmietanką - na twarzy kobiety pojawił się wyraz zrozumienia i skrywanego rozbawienia. Po chwili żartobliwie pogroziła mu palcem i ruszyła w swoją stronę. 
- To jak? Idziemy? - brunet pokręcił tylko głową i sięgnął po leżące kule. Po chwili kuśtykał w kierunku swojej sali.

                "Dwa miesiące później"

     Mężczyzna w czerwonej kraciastej koszuli dopijał przy barze kolejnego drinka. Jego wzrok zmętniał już kilka godzin temu a teraz tylko beznamiętnie wołał barmana i prosił o napełnienie pustej szklanki. Drogi zegarek odbijał dyskotekowe światła tworząc na blacie kolorowe wzory. Głośna muzyka dudniła w piersi i zagłuszała radosne krzyki imprezowiczów, a powietrze nasycone dymem z niszowych skrętów otumaniało zmysły. Nagle mężczyzna wstał i chwiejnym krokiem ruszył na parkiet. Jego powieki opadły i teraz świat zrobił się weselszy. Teraz nie musiał martwić się tym, że choć ma pieniądze nie ma niczego. Że choć kocha jest niekochany. Że ma serce, którego nikt nie chce przyjąć. Że wszystko do tej pory zdobywał pieniędzmi. Przyjaciół, znajomych, dziewczynę, a nawet rodzinę. A mógł posłuchać ojca. Mógł zostać w willi na zboczu Alp i nigdy nie mieć kontaktu ze światem zewnętrznym. Ale on, pchany ambicjami, nierealnymi marzeniami i fantazjami, przybył do Ameryki, państwa wszystkich kultur, w poszukiwaniu prawdziwej miłości i wiecznej przyjaźni. A co znalazł? A to jest bardzo dobre pytanie. Trafił na dzielnice prostytutek, dilerów i gwałcicieli. Poznał ludzi w tak złej sytuacji życiowej o jakiej mu się nie śniło. Przeżył zawód miłosny, który doprowadził go do wypadku samochodowego, a teraz dwa miesiące po tych wszystkich wydarzeniach po raz pierwszy w życiu się upił. Nie wiedział, czy zaliczyć to do pozytywnych doświadczeń czy najgorszych wydarzeń. Nagle jego biodra oplotły długie ramiona a zgrabne palce wsunęły się pod koszulę. Na karku poczuł ciepły oddech zmieszany z alkoholem. Nos delikatnie muskał wrażliwe miejsce tuż za uchem. Usta bruneta wygięły się w błogim uśmiechu. Biodra ocierały się w coraz namiętniejszym tańcu. Skóra na brzuchu paliła pod dotykiem zimnych palców. Brunet zarzucił ramiona do tyłu i oplótł cudzą szyję dysząc od narastającego podniecenia. Miękkie usta dotknęły brody mężczyzny i powoli, bez pośpiechu badały każdy zakamarek twarzy. W końcu zatrzymały się przy uchu i ciepłym, urzekającym głosem wyszeptały "chodź" a nogi same ruszyły za dłonią splecioną z obcą ręką. Po chwili dotarli do ciemnego pokoju, gdzie nie dochodziła prawie muzyka a jedynym światłem był blask księżyca wpadający przez zakratowane okno. Osoba, która przyprowadziła tu bruneta cicho zamknęła drzwi i popchnęła mężczyznę na ścianę. Długi palec przesunął się po ustach, piersi i brzuchu mężczyzny i delikatnie muskał klamrę paska i materiał koszuli nad nią. Druga ręka wolno gładziła plecy a usta błądziły po odsłoniętym obojczyku. Ciszę w pokoju przerywały tylko nieregularne oddechy, gdy nagle ten sam odurzający głos otarł się o ucho bruneta niczym płatek róży.
- Jak ci.. na imię? - po każdym słowie miękkie jak chmura usta schodziły po linii szczęki mężczyzny. 
- S.. Suho.. - głos bruneta zawahał się, gdy mówił swoje fałszywe imię. Gdy je wyrzekł usta na chwilę zawisły nad szyją mężczyzny by powrócić tym razem na prawym ramieniu. Suho cicho wciągnął powietrze i odchylając głowę do tyłu zadał to samo pytanie. W tym samym momencie zęby przygryzły lekko skórę na brodzie bruneta. 
- Yi Fan - usta wznowiły swoją wędrówkę ale tym razem z każdym pocałunkiem zbliżali się do stojącego w cieniu łoża. Po chwili Suho poczuł na karku delikatny materiał baldahimu. Nagle Yi Fan złapał go za biodra i płynnym ruchem obrócił tak, że teraz brunet opierał się na łokciach o miękki materac a tyłek nadal znajdował na tej samej wysokości. Zimne dłonie ponownie wsunęły się pod koszulę i rozpinały guziki schodząc do paska i zatrzymując się na nim. Kraciasta koszula przeleciała przez pokój i wylądowała na stojącym pod ścianą krześle. Po chwili Suho poczuł drugie ciało przytulające się do jego pleców i przyspieszone bicie serca. Materiał skórzanej kurtki nabijanej ćwiekami przylgnął do nagiej skóry wywołując dreszcz podniecenia. Ciepły oddech otulał kark a zęby muskały łopatki mężczyzny przyspieszając jego bicie serca. Wtem dżinsy opadły na podłogę a Suho został w cienkich bokserkach i rozpiętej koszuli. Jego podniecenie rosło z każdym pocałunkiem a euforia wstępowała małymi kroczkami do upitego umysłu. Jedna ręka bruneta sięgnęła do tyłu i odnalazła biodro Yi Fana. Powoli schodziła coraz niżej aż znalazła rozporek. Wtedy obrócił się i ciemne oczy natrafiły na ciemne okulary odbijające księżyc. Druga ręka przesunęła się do góry, delikatnie zdjęła je i odłożyła na bok. Twarz bruneta uniosła się i ich wargi dzieliły tylko milimetry. Sekunda niepewności ciągnęła się niczym godziny gdy nagle miękkie usta złożyły delikatny choć namiętny pocałunek na twarzy Suho. Palce przesunęły się wzdłuż materiału bokserek. Druga ręka wsunęła pod kark a palce wplątały we włosy i zacisnęły, kiedy każdy kolejny pocałunek stawał się coraz bardziej dziki, erotyczny i namiętny. Ręce Suho rozpięły zawadzające spodnie i te także znalazły się na podłodze. Yi Fan jednym ruchem zrzucił z siebie kurtkę nie przerywając wędrówki ust po umięśnionym ciele bruneta. Ramiona oparł po obu stronach głowy Suho przytrzymując jego dłonie a nogami oplótł biodra, tak, że mężczyzna leżał pod nim wygięty w łuk i nie mógł się ruszyć. Przez chwilę siedział tak na nim i wpatrywał w błyszczące oczy bruneta, by zatopić swoje usta w jeszcze bardziej namiętnym pocałunku. Ich umysły tonęły w fali podniecenia a męskości ocierały przez materiał bokserek. Napięte mięśnie niecierpliwie oczekiwały kolejnej fali doznań. W głowie Suho gdzieś z tyłu kołatało się ostrzeżenie ale było zbyt słabe, więc zostało wyparte przez ekscytację i nadciągający orgazm, który wzmógł się, gdy język blondyna przesunął się po sterczącym sutku bruneta. Z gardła Suho wydobył się głuchy jęk zagłuszony kolejnym dzikim pocałunkiem, po którym usta Yi Fana powróciły na pierś i jedna ręka gwałtownym ruchem ściągnął bokserki z bruneta. To samo zrobił ze swoimi i teraz obaj byli nadzy, skąpani w świetle księżyca i ogarnięci falą podniecenia. Ich usta tańczyły w rytmie namiętności a ciała zbliżały by poczuć ciepło siebie nawzajem. Dłoń Yi Fana wykorzystując odwróconą uwagę Suho zjechała po jego brzuchu kreśląc na nim wijące się wzory, by nagle złapać gotowego już jego penisa i lekko pociągnąć za koniuszek i potrzeć między palcami. Brunet jęknął głośno i wygiął się jeszcze bardziej w tył wpychając swoje sutki w usta blondyna, ktory objął go teraz całą ręką i powoli pocierał w rytm jęków wychodzących z uchylonych ust mężczyzny leżącego pod nim. Ruchy stawały się coraz szybsze, co raz gwałtowniejsze. Ciało pod spodem wiło się czując nadchodzący szczyt. Ale to nie był koniec. Nagle twarz blondyna znalazła się niżej i teraz Suho mógł na niego patrzeć jedynie spod półprzymkniętych powiek, bo jego ręce wciąż były w stalowym uchwycie nad głową. Długie palce dotknęły wnętrza uda i pocierając przesuwały się bliżej do sterczącego Suho. Tymczasem twarz Yi Fana zniknęła jeszcze niżej i jego usta dotknęły delikatnej skóry na pośladku, zaczęły ssać i przygryzać. Nagle brunet krzyknął zaskoczony i napiął się, gdy poczuł w swojej dziurce język penetrujący jego ścianki. Szarpnął się ale to nie pomogło. Poczuł podniecenie przykrywające wszystko inne białą mgłą. Gdy po chwili zamiast języka poczuł w sobie trzy palce nie wytrzymał i krzyknął jeszcze głośniej i nagle w jego ustach zaczęło poruszać się coś dużego i twardego. Za każdym razem to coś wbijało się coraz głebiej w jego gardle i wtedy usłyszał zachrypnięte ale władcze "ssij". Jego usta jak na komendę zamknęły się a język oplatał twardego penisa. Po chwili gdy wydawało się, że obaj zaraz dojdą usta Suho opustoszały by natychmiast wypełniła się jego druga dziura. Jęknął zaskoczony i jego plecy wyprostowały się jak struna. Wtedy drugie ciało przygniotło go do materaca i zagłuszyło jęki agresywnym pocałunkiem a chuda ręka szybko ściskała naprężonego Suho. Każdy kolejny ruch był coraz dłuższy i mocniejszy aż nagle wnętrze bruneta wypełniła ciepła substancja. Wtedy silne dłonie znów obróciły go do pierwotnej pozycji i teraz ich spocone ciała zderzały się ze sobą tak mocno i tak głeboko w Suho był Yi Fan, że brunet zagryzł zęby ma prześcieradle i rozerwał je gdy kolejna fala ciepłego uniesienia zalała go od środka z wykrzykiwanym przez blondyna jego imieniem w tle. Wtedy obaj opadli na materac opleceni swoimi ramionami i zasnęli opatuleni srebrnym blaskiem księżyca. 
     Suho obudził się gdy na kościelnym zegarze za oknem wybiła ósma. Przeklinając pulsującą głowę podniósł się i nieprzytomnie rozejrzał się dookoła. Jego poskładane ciuchy leżały na krześle pod ścianą. Nie zważając na zawroty podszedł do nich i przez chwilę tępym wzrokiem gapił się na małą karteczkę leżącą na kracistej koszuli. Podniósł ją i z niemałym wysiłkiem odczytał co na niej było. "To była miła noc. Dzięki. Tu masz mój numer telefonu gdybyś chciał powtórki. 
Ps. Pamiętaj, że raz w dupe to nie gej ;)" Suho stał z karteczką jeszcze chwilę i nie wiedząc dlaczego to robi wsadził karteczkę do kieszeni spodni. Po kilku minutach wyszedł z pokoju wprost do opustoszałego lokalu.
Mężczyzna szedł zatłoczoną ulicą. Od jego przygody w nocnym barze minął ponad tydzień. Wstyd pierwszego dnia nie pozwolił mu spać w pustym mieszkaniu. Teraz już prawie wyparł to z pamięci wypożyczając filmy dla par, komedie policyjne i powoli wracając do normalnego życia. Poprzedniego dnia dostał informację o naprawieniu samochodu rozbitego w wypadku. Matka chciała mu kupić nowy, jednak brunet stwierdził, że ma sentyment do czarnego mercedesa i oddał go do warsztatu. 
Suho wszedł do przestronnej poczekalni z eleganckimi, obitymi skórą krzesłami i dębowym stołem. Minął mężczyznę czytającego czasopismo z roznegliżowaną kobietą na okładce i wszedł do warsztatu. Zawołał jednego z mechaników i poszedł we wskazanym kierunku. Po chwili siedział już w samochodzie i ruszał ku bramie, gdy przed sobą zobaczył skórzaną kurtkę zwisającą z ramienia wysokiego blondyna wsiadającego na wielki czarny motor. Serce bruneta zabiło szybciej a strach zmieszany ze wstydem ścisnął gardło. Przyspieszył ale mimo to ich wzrok spotkał się więc policzki Suho oblał rumieniec i tyle go widziano. Z piskiem opon opuścił warsztat.

                    *24 grudnia* 

      Dochodziła 10 wieczorem. Wykwintna restauracja pustoszała. Uprzątnięte stoliki zapraszały czerwonymi obrusami i białymi świecami. Ostatni klient z kieliszkiem w ręce oczekiwał na północ, by samemu sobie złożyć świąteczne życzenia. Przynajmniej taki był zamiar. Po trzeciej lampce wina odstawił kieliszek i oparł głowę na przedramionach. Kolejne dni nie zapowiadały się wcale lepiej. Samotna Wigilia nie była radosną perspektywą więc zaczął tworzyć w myślach osób, z którymi miałby możliwość ją spędzić. Z rosnącym niepokojem uświadomił sobie, że mógł się zwrócić jedynie.. do blondyna w skórzanej kurtce. W pierwszej chwili odrzucił tą opcję i wrócił do gorączkowego wymieniania znajomych, ale po raz kolejny potwierdził ten przykry fakt. Z cichym westchnieniem rozczarowania podniósł się z miejsca i ruszył do wyjścia po drodze powtarzając sobie jak mantrę "nie pójdę do niego, nie pójdę".
         Dzwonek rozniósł się echem po cichej klatce bloku. Brunet nerwowo przeskakiwał z nogi na nogę przed brązowymi drzwiami z numerem podanym przez Biuro Danych Osobowych. Nie sądził, żeby się pomylili ale zawsze istniała taka możliwość. Szarpnięciem poprawił kołnierzyk śnieżnobiałej koszuli ściśnięty wąskim krawatem. W tym samym momencie drzwi się otwarły i zza nich wypadła znajoma blond grzywka. Zaskoczone spojrzenie ciemnych oczu zsunęło się po ciele bruneta i dopiero wtedy na twarzy pojawił się wyraz zrozumienia zmieszany niepewnością. 
- Ee... ekhem.. dobry wieczór - Suho przełknął ślinę i zachęcony milczeniem blondyna ciągnął - przepraszam za najście.. ale masz może plany na ten wieczór?
- Nie.. - zdezorientowany Yi Fan gorączkowo zastanawiał się o co może chodzić.
- Więc.. mam.. przypadkiem przy sobie butelkę wina.. a nie mam z kim jej wypić.. jesteś zainteresowany? - gdy zobaczył kiwnięcie niepewnie wsunął się do mieszkania obok blondyna, który nadal zszokowany zamknął za nim drzwi. 
Rozmowa toczyła się lekko mimo początkowego skrępowania. Yi Fan okazał się niezwykle oczytanym i zabawnym rozmówcą, więc brunet już po kilku minutach rozluźniony rozmawiał z nim o najróżniejszych tematach popijając doskonałe wino z francuskich winnic. Marynarka jego garnituru leżała luźno przewieszona przez krzesło a buty rozrzucone za fotelem. W drugim pokoju rozbrzmiewało nieśmiertelne świąteczne "Last Christmas". Rozmowa zeszła teraz na politykę i związki homoseksualne. Umysł Suho zaczął pracować na najwyższych obrotach mimo wypitego alkoholu. On sam nie wiedział co o tym sądzi, więc nie miał pojęcia jakie stanowisko zająć. Na szczęście wtedy zadzwoniła mikrofalówka obwieszczając koniec pracy. Po chwili Yi Fan wrócił do pokoju niosąc w rękach zupkę instant i odgrzewanego kurczaka. Uśmiechnął się ze skruchą i przyznał, że to pierwsze święta od dawna, które spędza z kimś, więc nie jest przygotowany. Suho spojrzał na niego zaskoczony i powiedział, że on praktycznie nigdy nie spędził rodzinnych świąt. Blondyn roześmiał się i stwierdził, że to musi być przeznaczenie (no jasne XD).
      Po spałaszowaniu świątecznego jedzenia, brunet przeciągnął się i podszedł do olbrzymiej półki z płytami. Zobaczył na niej wszystkie gatunki jakie znał. Od klasyki przez metal, rock, techno po pop i disco polo. Obok niego stanął Yi Fan i wyjął płytę Celine Dion po chwili wsadził ją [ ( ͡° ͜ʖ ͡°) ] do odtwarzacza. Z głośników popłynęła delikatna muzyka z łagodnymi słowami opisującymi porzuconą miłość. Suho słysząc to uśmiechnął się smutno i wolno kołysał się do rytmu. Wtedy jego ciało oplotły długie ramiona a broda oparła się o bark. Kolejne święta, niby takie same a jakże inne.

                              ***

           Woda w wannie już dawno wystygła ale Suho się tym nie przejmował. Jego policzki paliły a pot spływał po czole. Serce waliło jak szalone, gdy uświadamiał sobie wydarzenia z poprzedniej nocy. A co było jeszcze gorsze? Że siedział w łazience faceta, z którym dwa razy uprawiał seks. W pierwszy dzień świąt. I było mu z tym dobrze. Nigdy nie był tak szczęśliwy jak poprzedniego wieczoru. Yi Fan zajął się nim jak swoim kochankiem - przytulali się i całowali pod szybko zawieszoną jemiołą i z zadowoleniem dali sobie najlepszy prezent świąteczny jaki mogli wymyślić. Co było z nim nie tak? Co było nie tak z Yi Fanem? Co on myślał o nim? ("Fajna dupa yey" np ^^) Co ma teraz zrobić?! Przecież nie wyjdzie tak po prostu i nie zaprosi go na kolacje!
                Ze stołu szybko znikały resztki z wczorajszej kolacji, jeżeli można to tak nazwać. Rozmował się kleiła, choć umysł Suho zajmowała propozycja, której nie mógł wypowiedzieć. Gdy już otworzył usta usłyszał głos blondyna.
- Słuchaj, za tydzień jest koncert mojego zespołu w barze w centrum miasta. Może.. chcesz przyjść? - na twarzy bruneta pojawił się niekontrolowany uśmiech. Energicznie pokiwał głową.

                               ***

              Kobieta w telewizorze niezdarnie próbowała przedstawić prognozę pogody, która i tak się nie sprawdzi. Suho siedział w ogromnym fotelu i czekał na kursy walut gdy telefon obok niego rozbrzmiał głośnym "Call me baby".
- Słucham?... Tak, z tej strony... Tak... Nie, to niemożliwe... To musi być jakiś żart!... Nie wierzę! Doktorze...! - głos Suho załamał się i teraz tylko szybko łapał chausty powietrza. Po chwili telefon spadł na podłogę a brunet opadł na fotel, z którego bezświadomie się podniósł. Jego wzrok przepełnił ból, bezsilność i żal. Wszech ogarniający żal potęgowany wreszcie znalezionym szczęście. Głupie, prawda? Ale jakże prawdziwe..

                              ***

            Malutki bar wypełniony ludźmi podskakiwał w rytm muzyki lecącej z rozstawionych głośników. Zespół na scenie rozpalał pierwotne odruchy w fanach i wywoływał uśmiech na ich twarzach. Dźwięki basów i perkusji dudniły w piersi. Yi Fan ciągnął właśnie niesamowicie wysoką nutę, gdy nagle uśmiechnął się i mrugnął do wtopionego w tłum Suho, któremu serce zabiło szybciej, gdy uświadomił sobie, że blondyn musiał go dużo wcześniej szukać w rozwrzeszczanej kupie ludzi.
            Koncert skończył się trzema bisami i 10 minutowymi brawami. Gdy wszyscy się rozeszli obdarowani autografami, kapela zaczęła zwijać sprzęt. W tym czasie Suho przedkradł się na zaplecze i z niecierpliwie bijącym sercem czekał na Yi Fana.
- Hej - brunet podskoczył, gdy głęboki głos przeszył ciemny korytarz. Długie palce przesunęły się po policzku mężczyzny wywołując gęsią skórkę. Ciepły oddech musnął delikatne miejsce za uchem. Miękkie usta powoli odnalazły drogę od brody do opuchnętej od podniecenia wargi bruneta przyciśniętego do ściany napiętym z pragnienia ciałem blondyna. Ich usta łączyły się i odrywały w coraz namiętniejszym tańcu języków, gdy nagle żarówka nad głowami mężczyzn zajarzyła się trupiobladym światłem i w drzwiach stanął gitarzysta z drugiego zespołu czekającego na swój występ.
- E... ee.. eeee... No ja tego... Przepraszam! - Jego czerwona twarz mignęła w szybkim ukłonie i już go nie było. Wtedy powietrze wypełnił śmiech Yi Fana.
- Lepiej chodźmy do mnie - Suho nieśmiało kiwnął głową i zastanawiał się jak bardzo spurpurowiały mu policzki.

                                 ***

          Suho leżał w nadal ciepłym łóżku czekając aż Yi Fan wyjdzie z łazienki. Jego serce przepełniało szczęście i czuł, że mogłoby być tak już zawsze. Wszyscy jednak wiedzą, że to co dobre szybko się kończy. Tym razem było tak samo. Leżący na szafce nocnej telefon rozbrzmiał tym samym dzwonkiem co zawsze. Suho leniwie podniósł go i odebrał.
- Słucham? Tak ojcze.. rozumiem.. co?! Nie, błagam ojcze nie.. wiem, wiem o tym.. tak, dobrze - serce Suho przestało bić na czas całej rozmowy. Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę i łapczywie wciągnął powietrze do płuc. Po chwili zsunął się cicho z łóżka i kilka minut później drzwi mieszkania zamknęły się z cichym kliknięciem. Pomieszczenia wypełniał teraz tylko szum płynącej wody.
             Kobieta w pięknym, kolorowym honboku siedziała obok starszego mężczyzny w szarym garniturze. Rozmawiali żarliwie dopóki do pokoju nie wszedł Suho. Ich wzrok padł na jego niezadowoloną minę i arogancką postawę. Staruszek chrząknął znacząco i wskazał miejsce obok siebie.
- Synu, to jest panienka Su Joong, córka Hyu Joonga, dyrektora firmy pracującej dla rządu. Panienka chciała Cię poznać, gdy tylko zobaczyła twoje zdjęcie. Mam nadzieję, że spędzicie ze sobą miło czas dzisiaj - po tych słowach wstał i zostawił młodych sam na sam. Suho spojrzał na dziewczynę. Chciał ocenić ją obiektywnie. Piękna, młoda, obficie obdarowana przez los, z miłym uśmiechem i łagodnymi oczami. Ideał. Normalny facet miałby problem z opanowaniem swoich reakcji. Ale nie on. Nie po tym, jakie szczęśliwe noce przeżył. Teraz żadna dziewczyna nie wywoła u niego czegoś takiego.
- Powiem jasno. Nie ożenię się z tobą, choć mój ojciec tego chce. Mam kogoś kogo kocham. Nie porzuce swojej szansy na szczęście. Także myślę, że na tym skończy się to spotkanie - wstał i wyślizgnął się bocznymi drzwiami.
              Minęły cztery dni. Suho cały ten czas siedział w swoim mieszkaniu zamartwiając się i dołując. Cienie pod oczami wyglądały nienaturalnie na bladej twarzy. Telefon w kuchni po raz setny wypełnił powietrze w mieszkaniu. Mężczyzna nawet nie sprawdził kto to. Może ojciec, może Yi Fan, może.. ktoś inny. Zegar na ścianie wybił dwudziestą drugą. Nagle brunet wstał, złapał kurtkę i wyszedł.
              Żwirowa ścieżka niepokojąco trzeszczała pod butami mężczyzny. Jego umysł wypełniało przeczucie, że ktoś go śledzi. Ale to nieważne. Niedługo będzie po wszystkim.. jeszcze kilka minut...

                               ***

             Ogromny motocykl wyłonił się zza zakrętu. Kierowca zeskoczył z niego zanim jeszcze pojazd się zatrzymał i rzucił się, złapał bruneta za rękę i przyciągnął do siebie. Objął go ramionami i kiwał się tuląc go do piersi. Dopiero po chwili podniósł głowę i zaczął krzyczeć prosto w twarz Suho.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Wiesz, jak się martwiłem, debilu?! Gdzieś ty był? Dzwoniłem do ciebie! Dlaczego chciałeś się rzucić z klifu?! Odpowiedz! - z kącika oka pociekły mu dwie ogromne łzy, które po chwili wylądowały na Suho. Ten podniósł się i z pochyloną głową odpowiedział.
- Przepraszam cię i dziękuję za wszystko. Naprawde doceniam, że się o mnie martwiłeś. Moje życie to jednak jedna wielka pomyłka i chichot losu. Nie moge dłużej znosić tego wszystkiego, po prostu nie mogę...
- Ale powiedz mi czego. Razem się z tym uporamy.. - blondyn błądził wzrokiem po ciele bruneta, który potrząsał energicznie głową.
- Ja już nie chcę.. od urodzenia ojciec kontroluje moje życie.. nigdy mu się nie sprzeciwiłem.. teraz mam ożenić się z córką jakiegoś bogacza, żeby zwiększyć jego fortunę.. a do tego jestem chory, chory! Teraz, gdy znalazłem szczęście! - Suho bił pięściami w beton dopóki Yi Fan nie złapał go za nadgarstki i nie zmusił do spojrzenia sobie w oczy.
- Junmyeon, na co jesteś chory? - jego głos stał się ostry i srogi. Odwróciło to uwagę bruneta od zapytania go, skąd wie jak ma na imię.
- Mam.. mam raka.. - słowa przecięły powietrze niczym bezlitosna strzała wysłana przez ślepy los. Uchwyt na nadgarstkach Suho się wzmocnił, by po chwili obaj stali przytuleni do siebie skąpani srebrzystym światłem księżyca.
- To nic.. będziesz ze mną.. a ile.. ile czasu ci zostało? - głos Yi Fana załamał się lekko gdy to mówił.
- Lekarz powiedział, że około.. miesiąc...
- Kiedy to było? - z każdym słowem gardło blondyna boleśnie się zaciskało.
- Jakieś.. dwa tygodnie temu.. - łzy ciekły po policzkach Suho i wsiąkały w koszulkę pod skórzaną.
- I nie zatrzymał cię w szpitalu?!
- Stan.. nie do opanowania..
- To nic... to nic..

                               ***

               Dwa tygodnie to czternaście dni, trzysta trzydzieści sześć godzin, dwadzieścia tysięcy sto sześćdziesiąt minut. Cały ten czas zlał się w jeden obraz. Nic nie odróżniało dni od siebie oprócz pogarszającego się stanu Suho. Zchudł, jego skóra zszarzała, siły opuściły ciało. Ale Yi Fan dzielnie opiekował się nim i otulał codziennie grubszą warstwą miłości. Karmił go, przykrywał, czuwał całą dobę przy łóżku. Nigdy nie dał po sobie poznać, że jest mu ciężko czy męczy go ta sytuacja. Trwał, dzielnie trwał przy boku Suho aż do ostatniego oddechu, ostatniego uśmiechu, którym obdarował go zanim biała ręka śmierci poprowadziła go przez tunel, do ostatniej łzy szczęścia toczącej się z ostatnimi słowami... Nie żałuj zmarłych, którzy znaleźli szczęście za życia..
____________
No.. skończyłam.. nie wiem dlaczego to napisałam ale prosze Umma c':  mam nadzieję, że sie podoba.
Ps. Jakie inne szipy albo zespoły chciałybyście na blogu? (chciałbyście bo chyba nie ma tu chłopaków?)

2 komentarze:

  1. Dobra, za zakończenie jeszcze ci się oberwie... Ale tak to całe ff jest boskie *^* No i oczywiście Krisho <3 Więcej takich ficzków życze~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje ^^ mój pierwszy smut i chyba jako tako wyszlo :333 a zakonczenie specjalnie dla ciebie <3

      Usuń